poniedziałek, 10 listopada 2014

Dlaczego będę uczestnikiem Marszu Niepodległości

Jeszcze rok temu przy okazji 11 listopada towarzyszyło mi uczucie, które najtrafniej określiłbym dysonansem poznawczym. Takie lekkie wewnętrzne rozerwanie. Z jednej strony chęć uczestniczenia w obchodach jednego z ważniejszych wydarzeń w historii Polski. Z drugiej - bycie nie do końca przekonanym, jaki ma to tak naprawdę sens*, czy tam przynależę. Nie jestem bowiem narodowcem, ani katolem, ani skrajnym prawicowcem. Nie jestem nacjonalistą. Jestem racjonalistą.  
To prawda - niestety przez ostatnie lata, media zdołały nam wystarczająco obrzydzić tak ważne święto jak rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Faszyści, kibole, hołota - tak nazywano uczestników tegoż Marszu. Skutkiem zawsze miała być zadyma, tak aby wyrobić u Kowalskiego jedno skojarzenie - patrioci = faszyści = wandale. Słowo patriota jest już zupełnie ostatnimi czasy deprecjonowane i używa się go wymiennie ze słowem narodowiec lub zwrotem "łysa pała". Ktoś ewidentnie stale dąży do skłócenia nas. Prowokacje podczas marszu, relacje w mediach zaniżające liczbę uczestników o 50% - skądś się to bierze. Manipulacje związane ze sprawą Wiplera to jest w ogóle jakaś kropelka w całym oceanie kłamstwa i propagandy, na którym o dziwo nadal unosi się ten piracki statek pod banderą PO. Wkurwienie społeczne wzrasta z każdym miesiącem i tak się składa, że okazje do jego upustu będziemy mieli w tym tygodniu dwukrotnie.
Pierwszą będzie wspomniany Marsz Niepodległości. Warto na wstępie powiedzieć, że takie niewyreżyserowane przez władzę marsze czy pochody to wieloletnia, wielowiekowa wręcz tradycja. Podczas zaborów miały formę anty-germanizacyjną i anty-rusyfikacyjną i odbywały przy okazji pochówku ważnych osobistości. Mimo, że dzisiaj zasadniczy cel przyświecający temu wydarzeniu to uczczenie święta państwowego, to śmiało można go traktować jako marsz środowisk prawicowych potępiających obecnych rządzących, ich sprzedajność wobec Unii Europejskiej oraz wszelkie przejawy "lewactwa". Na te kilka godzin miasto jest nasze. Nie tego leminga w rurkach z Placu Zbawiciela, nie tej grubej mordy z plakatu wyborczego tylko moje i Twoje. Pomijając aspekty ideologiczne - Marsz Niepodległości to doprawdy unikalne wydarzenie. Stu tysięczny tłum idący głównymi ulicami Warszawy, możliwość oglądania miasta z bardzo rzadkiej perspektywy. Wśród uczestników masa ludzi z biało czerwonymi flagami - młodzi, starzy, rodziny, znajomi. Zapada zmrok, pojawiają się race, robi się trochę chłodno, ale organizatorzy wiedzą jak rozgrzać tłum kolejnymi przyśpiewkami. Wszystko to tworzy niezapomnianą, jedyną w swoim rodzaju atmosferę i dlatego będę tam drugi rok z rzędu. Niestety jak w każdym stadzie i tu znajdzie się kilka czarnych owiec. Podjebanych za pewne typków, szukających okazji do chuliganki. Pytanie ilu z nich to faktyczni uczestnicy marszu, a ilu zostało przysłanych "z zewnątrz", tak aby TVN mógł potem pokazać palącą się budkę przy rosyjskiej ambasadzie. 
Na koniec krótki, trafny komentarz Jana Pospieszalskiego:


Druga ze wspomnianych możliwości przynajmniej pozornego upustu wkurwienia i wyrażenia rozczarowania obecnymi rządzącymi są nadchodzące wybory samorządowe. Nie ma co się tutaj za bardzo rozpisywać - nie chcę także nikomu narzucać konkretnej opcji, byłoby to sprzeczne z ideą Medalu - obu stron. Apeluję jednak o racjonalizm. A personalnie powiem tylko, że marzy mi się obalenie Hanny Gronkiewicz-Waltz. Baby, która ma zerowe pojęcie o zarządzaniu tak wielkim ośrodkiem miejskim jakim jest Warszawa. Zero jakiejkolwiek spójnej wizji czy chęci zmiany całościowego oblicza Warszawy. Miała 7 lat (od kiedy rządzi PO), aby ze wsparciem sejmu jako organu ustawodawczego ogarnąć kwestię własności na Placu Defilad czy chaosu reklamowego. Zamiast tego, przez dwie kadencje udało się jej ukończyć co najwyżej kilka wybranych, wyspowych inwestycji. Owszem powstało kilka fajnych miejsc jak np. Muzeum Nauki Kopernik, ale ile było w tym zasługi HGW? Menel spod budki z piwem też mógłby złożyć swój podpis gdzie trzeba i przeciąć wstęgę. To powinno odróżniać dobrego gospodarza od słabego - ten dobry jest wizjonerem i twórcą, ten słaby jest jedynie urzędasem od podpisu. Poza tym wybieranie w kółko tego samego kandydata, który dodatkowo publicznie pokazuje jak bardzo wyjebane ma na estetykę miasta, którym rządzi (w centrum Hanka wisi co jakieś 400m) to jak chodzenie w kółko do tej samej restauracji, mimo że wiemy, iż tamtejszy kucharz lubi napluć nam do zupy. Think about it!



*Ta wątpliwość była dodatkowo potęgowana przez fakt, że byłem stosunkowo świeżo po przeczytaniu "Nowej Ziemi" Eckharta Tolle'a - jednej z tych lektur, które mają realny wpływ na człowieka, które sprawiają, że zadajemy sobie pewne pytania, zaczynamy myśleć o niektórych rzeczach. Książka w wielkim skrócie traktuje o świadomości i istnieniu, jest bardzo prawdziwa i uniwersalna do pewnego stopnia, bo każdy odbiera ją trochę inaczej, na swój sposób. W życiu przeczytałem pewnie tyle książek co każdy z was - nie za mało, nie za dużo. Jednak ta jest wyjątkowa i zasługuje na takie dłuższe odwołanie w gwiazdce. Początkowo nie wychylałem się zbytnio z polecaniem jej komukolwiek, być może nie jest to książka dla wszystkich. Jednak tak naprawdę w im więcej rąk wpadnie - tym lepiej, a jeżeli dzięki temu postowi przeczyta ją przynajmniej jeden z odwiedzających Medalu - obie strony będzie to sukces, ponieważ jestem pewien, że "poda dalej".